sobota, 9 sierpnia 2014


ROZDZIAŁ VI

  Kolejny dzień. Wstała z łóżka ledwo żywa. Przez całą noc nie zmrużyła nawet oka. Dzisiaj miała spotkać się z lekarzem. Bała się. A jeśli to... Nie, na pewno nie. Domyśliła by się Postanowiła, że nie będzie o tym myśleć. Jej najważniejszym zadaniem miało być dzisiaj spotkanie z Łukaszem. Strasznie się denerwowała. Miała zrobić to już wcześniej ale jak zobaczyła go u Kuby to po prostu stchórzyła. Nie wiedziała za bardzo co ma mu powiedzieć. Podobał jej się to jest pewne ale przecież on ma rodzinę. Nie mogłaby z nim być. Nie mogłaby rozwalić jego małżeństwa z Ewą. Mama wychowała ją na porządną osobę. Tylko... Przecież każdy mówi, że oni do siebie pasują. Że powinni być razem. Łukasz nie kocha Ewy - tak twierdzi jego najlepszy przyjaciel. STOP. Ala opamiętaj się. To co się wtedy wydarzyło nigdy nie powinno mieć miejsca. Dzięki Bogu Sara weszła wtedy do pokoju. Tak postanowione. Powie mu, że to był błąd. Powie mu to choć sama w to nie wierzy. Przecież ludzie często okłamują ważnych sobie ludzi myśląc, że tak będzie dla nich najlepiej. Ona też tak zrobi. Przecież robi to dla jego rodziny. Dla Sary, dla Ewy.
Weszła do kuchni. Zrobiła sobie swoje ulubione kakao. Uwielbiała je pić. Przypominała sobie wtedy jak jej ojciec był jeszcze z jej rodziną. Zanim umarł. To były najwspanialsze chwile w jej życiu. Co ona by dała, żeby one wróciły. Z parującym kubkiem usiadła na kanapie. Wzięła telefon ze stolika i wykręciła numer. PO trzecim sygnale odebrał.
- Hej. - przywitał się
- Cześć. Moglibyśmy się dzisiaj spotkać?
- Jasne.
- W takim razie o 12 w kawiarence obok stadionu. Będę na Ciebie czekać.
- Ala poczekaj nie rozłączaj się. - odpowiedziała mu już tylko cisza w słuchawce.
Jedna sprawa załatwiona. Teraz wystarczy już tylko się z nim spotkać i wszystko wyjaśnić. Poszła pod szybki prysznic. Gdy skończyła otuliła się się puchatym ręcznikiem i poszła do garderoby aby znaleźć sobie jakiś strój na spotkanie. Nie wiedziała jak ma się ubrać. Nie chciała się stroić. Chciała po prostu ładnie wyglądać. Wszystko dlatego, że miała się z nim spotkać. Tak przyznaj się. Kochasz Go. Uświadamiając to sobie wiedziała, że to spotkanie będzie jeszcze trudniejsze niż jej się do tej pory wydawało. No ale cóż sama sobie tego piwa nawarzyła więc teraz sama będzie musiała to piwo wypić. Postanowiła, że założy czarne rurki, biała bluzkę i czerwony sweterek. Wychodząc z mieszkania założyła jeszcze balerinki. Z pozytywnym nastawieniem poszła na spotkanie.
   Nie mógł usiedzieć w domu. Ostatnie dni strasznie go zmieniły. A wszystko przez nią. Coraz częściej kłócił się z Ewą. Z dnia na dzień coraz bardziej się od siebie oddalali. Powoli zaczął tracić już nadzieję, że Ala się do niego odezwie. Strasznie się za nią stęsknił. Przez cała drogę do kawiarni o niej myślał. Przyjechał wcześniej więc musiał na nią czekać. W końcu się zjawiła. Wyglądała ślicznie choć miała na sobie zwykłe spodnie i bluzkę. Wstał gdy podeszła do stolika.
- Cieszę się, że postanowiłaś się ze mną spotkać. - powiedział na wstępie. - Zamówić Ci coś?
- Nie dziękuję ja tylko na chwilę. Chciałam z Tobą porozmawiać o tym co się ostano się między nami wydarzyło. Posłuchaj to nigdy nie powinno mieć miejsca. Ty masz rodzinę.
- Mogę ja coś teraz powiedzieć?
- Poczekaj nie przerywaj mi. Wiesz, że Cię lubię, nawet bardzo. Ewę też lubię. Nie chcę stracić was obojgu bo jeśli Ewa się dowie... Dobrze wiesz, że nie bylibyśmy razem szczęśliwi.
- Skończyłaś? - zapytał na co dziewczyna twierdząco pokiwała głową - Odkąd Cię poznałem nie mogę przestać o Tobie myśleć. A to co się wtedy stało a właściwie prawie się stało było... Zrozum Ala ja Cię kocham i chcę z Tobą być. Dobrze wiem, że czujesz to samo. Czemu tak trudno Ci jest się do tego przyznać? Powiedz mi, że mnie nie kochasz. Popatrz mi w oczy i powiedz mi to.
  Spojrzała na niego. Chciała jak najszybciej stamtąd wyjść. Jeszcze chwila i po prostu nie wytrzyma. Chciała mu to powiedzieć ale po prostu nie mogła. Tak jak dziecko z wadą wymowy nie umie powiedzieć słowa rabarbar tak ona nie umiała mu odpowiedzieć. Kiedy patrzyła w jego oczy widziała jakąś nadzieję. Dobrze wiedział co ona czuje i wykorzystał to. Chyba nie wiedział, że strasznie ją to boli. Patrzyli tak na siebie przez dłuższą chwilę w końcu dziewczyna wstała i wyszła. Piłkarz nie wiele myśląc wybiegł za nią. Nie odeszła daleko.
- Jeśli myślisz, że tak łatwo mnie spławisz to się mocno mylisz.
- Łukasz proszę Cię daj mi spokój.
- Czemu zachowujesz się jak dziecko? Nie chcesz ze mną być bo bo nie chcesz ranić Ewy ani Sary ale zranisz samą siebie.
- Daj spokój.
- Czemu?
Podeszła do niego.
- Bo tak będzie lepiej. - powiedział po czym pocałowała go i odeszła zostawiają go samego. Nie był w stanie się nawet ruszyć.
   Biegła ze łzami w oczach. Nie potrafiła się opanować. Znajdowała się teraz w pobliskim parku. Usiadła na jednej z ławeczek. Cholera, że też musiała wybrać właśnie to miejsce na przeprowadzkę. Ale co miała poradzić, że kochała Niemcy. Kochała ten język, kulturę a w szczególności niemiecką piłkę. To ojciec zaszczepił w niej miłość do futbolu. Dobra koniec z płaczem. Musi się ogarnąć. Postanowiła, że zadzwoni do Kamila. Nie odebrał za pierwszym razem. Wykręciła jego numer ponownie. Tym razem odebrał.
- Cześć siostra. - przywitał się
- Cześć.
- Coś się stało? Czemu dzwonisz?
- Niby czemu miałoby się coś stać? Chciałam po prostu porozmawiać z moim kochanym braciszkiem.
- Jasne. Alka znam Cię od ponad dwudziestu lat. Coś musiało się stać.
- Czemu ty zawsze myślisz, że coś się stało? Stęskniłam się za wami wszystkimi. Nie widzieliśmy się ponad trzy miesiące.
- I tak Ci nie wierzę ale jak nie chcesz to nie mów.
- A co tam u was?
- Wszystko ok. Jak życie w ukochanym kraju?
- Bardzo dobrze. Nie uwierzysz jaki ten świat jest mały. Mieszkam na przeciwko Anki.
- Naprawdę? To powinnaś się cieszyć. A powiedziałaś jej już o...
- Nie jeszcze nie. A co u Kubusia?
- Cały i zdrowy. Rośnie jak na drożdżach nie poznałabyś go.
- Och jak ja za wami tęsknię.
- To przyjedź do Polski na parę dni.
- Nie mogę mam dużo pracy.
- Jak chcesz. Siedź sobie tam sama zamiast odwiedzić ukochanego braciszka.
- Jasne. Dobra muszę kończyć. Jestem umówiona.
- Poznałaś kogoś? Czemu się nie pochwaliłaś?
- Nie nikogo nie poznałam zresztą nie ważne. Na razie.
    Ogromny szary budynek z jednej strony otoczony małymi sklepikami z drugiej zaś ogromnym ogrodem. Nie cierpiała szpitali. Zawsze kojarzyły jej się ze śmiercią. Te białe ściany, Charakterystyczny zapach. Coś strasznego. Gabinet lekarza znajdował się na końcu długiego, białego korytarza. Na ścianach wisiały rysunki wykonane przez małych pacjentów szpitala. Podeszła do dużych drewnianych drzwi i zapukała.
- Dzień dobry, miałam się do pana zgłosić.
- A tak witam. Proszę usiąść, pani Dąbrowska tak?
- Tak.
- Gdzieś tu miałem pani wyniki, ale gdzie? A tak są. No cóż pominę fakt, że nie powiedziała mi pani o chorobie.
- Przepraszam nie wiedziałam, że to ma jakiś związek. Robiła niedawno badania i wszystko było dobrze. Naprawdę nie wiedziałam.
- Nie mam dla pani dobrych wieści.
- Ale jak to?
- Z badań jasno wynika, że ma pani podwyższoną ilość chorych komórek co może oznaczać dużo rzeczy.
- Ma pan na myśli, że to może być...?
- Nie wykluczam takiej możliwości ale też nie potwierdzam. To może być wszystko. Ale sądząc po tym, że trafiła pani do nas po  tym jak pani zemdlała... Musimy zrobić dokładne badania, żeby to potwierdzić.
- Oczywiście, zrobię je jak najszybciej.
- Dobrze to chyba wszystko. Tylko proszę się tym nie dręczyć. Jak powiedziałem to może być wszystko.
   Szła jedną z ulic Dortmundu. Po jej policzkach spływało tysiące łez. Nie chciała przestać płakać. Chciała, żeby razem ze łzami wypłynęło z niej uczucie strachu. Jedyne czego teraz potrzebowała to gorąca herbata, ciepły koc i jakaś komedia romantyczna, w której zakończenie jest zawsze szczęśliwe. Wchodząc na klatkę natknęła się na Marco.
- Cześć mała. - przywitał się z uśmiechem na ustach.
- Hej - odpowiedziała unikając jego wzroku.
- A co ty taka nie w sosie? Ala ty płakałaś? - zapytał zaniepokojony
- Tak ale nie ma o czym mówić. Muszę już iść.
- No chyba sobie żartujesz jeśli myślisz, że Cię tak zostawię. Chodź pogadamy.
Gdy byli już w mieszkaniu dziewczyna zrobiła im herbatę. Siedzieli w milczeniu w końcu odezwał się blondyn.
- No to powiesz mi co się stało? Czemu płakałaś?
- Mówiłam już, że to nic ważnego.
- Jasne. Ala przecież jesteśmy przyjaciółmi możesz mi powiedzieć o wszystkim hmmm. To co się stało?
-Marco nie mogę Ci tego powiedzieć. To zbyt trudne.
- Weź mnie nie strasz. Ktoś Ci coś zrobił?
- Nie.
- No to co jest?
- Kiedyś jakieś cztery lata temu byłam z moją mama i bratem na stadninie koni. Właścicielem był znajomy rodziny. Nagle zaczęła lecieć mi krew z nosa. Nie przestawała przez pięć dziesięć piętnaście minut. W końcu mama zawiozła mnie na pogotowie. Czekaliśmy tam z godzinę i w końcu mnie przyjęli. Lekarze próbowali zatamować krwotok i po około dwudziestu minutach udało im się to. Zostałam w szpitalu na badaniach. Po paru dniach lekarz oznajmił mi i mojej rodzinie, że jestem chora. Zdiagnozowali u mnie raka. A mianowicie białaczkę. Mama wpadła wtedy na pomysł. że wyślę mnie do mojej babci na drugi koniec Polski. W domu wszyscy mnie znali, każdy by wiedział. A nam zależało na dyskrecji. Dlatego tak nagle wyjechałam z domu nic nikomu nie mówiąc, nawet Ance.
- Nie wierzę, strasznie mi przykro. Ale nie wyglądasz jak osoba chora na białaczkę.
- Lekarzom udało się mnie wyleczyć.
- To dlaczego dzisiaj płakałaś?
- Bo wracam od lekarza. On myśli, że to może być nawrót. I ja też tak myślę.
- Ożeż ja cie pierdziele. Ale przecież to niemożliwe.
- Wiem ale jednak. Mam do Ciebie prośbę nie mów o tym nikomu, dobrze?
- Jak to? Przecież Anka, Łukasz powinni wiedzieć.
- Wiem ale nie chcę nikogo ranić. Lepiej będzie jeśli nikt o niczym nie będzie wiedział. Obiecaj mi to.
- Nie mogę.
- Marco proszę.
- Ala... - popatrzył w jej oczy, które na nowo zaszły łzami - dobrze obiecuję, ale jeśli coś będzie się dziać od razu dajesz mi znać.
- Jasne. Musisz już iść?
- Umówiłem się z chłopakami na pół godziny temu.
- A mógłbyś posiedzieć przy mnie dopóki nie zasnę? Nie chcę być teraz sama.
- Jasne.
    Położyła głowę na jego kolanach. W pomieszczeniu panowała cisza. Jednak żadnemu z nich to nie przeszkadzało.- Dziękuję, że jesteś - powiedziała dziewczyna. Po paru chwilach spała już słodko a wszystkie problemy rozpłynęły się jak mgła.
Wyszedł z jej mieszkania dopiero godzinę po tym jak zasnęła. Położył ją jeszcze w jej łóżku. Przez cały czas zastanawiał się czy to wszystko co usłyszał od Ali ma zachować dla siebie. Chciał o tym komuś powiedzieć. Ale przecież jej obiecał. Postanowił jej pomóc. Załatwić najlepszych lekarzy, wszystko aby ona znowu wyzdrowiała. Dotarł do domu i od razu poszedł spać. W nocy śniło mu się, żę Ala umarła na jego rękach. Obudził się cały mokry od potu. Jednak szybko zasnął ponownie.

*********************************************************************************
      Proszę bardzo oto rozdział nr 6. Dziękuję Wam bardzo za wszystkie komentarze. Jak je czytam to mam takiego banana na twarzy, że hoho. Rozdział taki chyba trochę długi. Wzięłam sobie do serca rady, żeby było więcej opisów i wyszło takie coś. Mam nadzieję, że się spodoba ;)







6 komentarzy:

  1. i znowu za bardzo się wczułam w bohaterkę, prawie się popłakałam znowu :/
    czemu ona nie chce powiedzieć o tym Łukaszowi?! A no tak wtedy na pewno by zostawił Ewę i stracił córkę, ale jestem tego pewna ze Reus mu powie :)
    czekam na następny morze tym razem weselszy? ;D
    pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze... :(
    Strasznie mi smutno... Nie chcę, żeby to był powrót choroby... :(
    Powiem Ci teraz, że mam mętlik w głowie. Myślałam, że Ala i Piszczek są sobie pisani.
    Teraz wydaje mi się, że Marco też coś do niej poczuł.
    Zastawia mnie, co będzie się dalej działo.
    Czy Ala pokona chorobę?
    Czy będzie z Łukaszem?
    Ach.. czekam na nn. :*
    Buźka <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Nadrobiłam wszystko !
    Smutny trochę ten rozdział, popłakałam się.. :((
    Jeszcze ten sen Marco co on miał znaczyć ? Że ona umrze ? Mam nadzieję, że nie zrobisz mi tego ! :*
    Czekam na następny ! :*

    Zapraszam dlugi-sen-diany.blogspot.com
    Buziaki. <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Matko Boska ale się porobiło.
    Po pierwsze: Alicja masz powiedziec Łukaszowi
    Po drugie: Masz powiedzieć Łukaszowi
    Po trzecie: MASZ POWIEDZIEĆ ŁUKASZOWI!
    Ale wydaje mi się, że Marco też coś poczuł do Ali...Oj będzie się działo.
    Czekam na następny
    Przy okazji zapraszam na drugi rozdział o Matsie http://die-mannschaft-und-maja.blogspot.com/
    I zapraszam na bloga o skokach narciarskich http://teach-me-how-to-fly.blogspot.com/ (Andreas Wellinger)
    Pozdrawiam i życzę weny ;)
    Miśka

    OdpowiedzUsuń
  5. dziękuję za zaproszenie na mojej podstronie :)
    opowiadanie bardzo mi się podoba, jest pisane tak... inaczej, co jest na plus :D
    bardzo mi szkoda Ali, zakochała się w nieodpowiedniej osobie i jeszcze ten nawrót choroby, masakra.
    mam nadzieję, że to wszystko jakoś się wyjaśni i będzie ok :))
    czekam na następny :*
    mogłabyś informować? z góry dzięki ;) http://tyska-podstrona.blogspot.com/p/spam.html

    + zapraszam do mnie
    http://sztuka-zapominania-ski.blogspot.com/
    http://whole-world-is-watching-varane.blogspot.com/
    http://nothing-is-impossible-bvb-manu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam nadzieję, że Alicja powie o wszystkim Łukaszowi. Ciekawi mnie nagły rozwój relacji z Marko, czyżby coś do niej poczuł ? No i ten jego sen...oby nie wróżył niczego złego, ona musi żyć, nawrót choroby nie może być aż tak groźny : )

    Czekam niecierpliwie na nowy rozdział :)

    Zapraszam w wolnej chwili na : humbabumba.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń