piątek, 22 sierpnia 2014

 ROZDZIAŁ VII


Od samego rana nad Dortmundem zbierały się ciemne chmury. Co prawda nie padało ale kwestią czasu było kiedy z nieba spadnie pierwsza kropla. Ludzie wychodząc wcześnie rano do pracy zabierali ze sobą parasolki, żeby nie zmoknąć. Ala niestety nie należała do tych osób. Od samego rana była jakaś nieobecna. Przez to co wczoraj usłyszała od lekarza nieco się załamała. Dobrze wiedziała, że tym razem nie będzie łatwo pokonać chorobę. Ale nie zamierzała się poddawać. Nie teraz kiedy wszystko jako tako zaczęło się układać. Weszła do budynku. Był koloru orzecha i miał siedem pięter. Skierowała się do windy i wcisnęła przycisk z numerem 5. Kiedy drzwi windy otworzyły się wysiadła i ruszyła oświetlonym korytarzem. Wokół krzątało się już mnóstwo ludzi. Przywitała się ze wszystkimi i usiadła przy swoim biurku, które mimo wczesnej pory było zawalone stosem dokumentów. Od razu się za nie wzięła. Wciągnięta w wir pracy zupełnie zapomniała o wszystkich swoich problemach. Dopiero około godziny 17 dziewczyna uporała się z pracą i  mogła wracać do domu. Postanowiła, że wróci na piechotę. Pogoda zrobiła psikusa dortmundczykom i około godziny 15 zza chmura zaczęło wychodzić słońce i robić się coraz cieplej. Nie chciała zmarnować szansy na spacer bo zaczynało się już czuć powoli zbliżającą się jesień. A co za tym idzie deszcz, chlapa i brzydka pogoda. Dzień powoli zaczynał ustępować miejsca wieczorowi. Niebo przybierało lekko fioletową barwę. Tę porę dnia lubiła najbardziej. Kiedy wszyscy w pędzie wracali do swoich domów ona wolała spokojnie i powoli iść przez Dortmund i rozmyślać. Obserwować tych, którzy spieszą się do swoich rodzin, zakochane pary, starszych ludzi. Nagle pomyślała o Łukaszu. Zastanawiała się nad tym co jej wczoraj powiedział. Że chce z nią być. Ona też tego chciała ale wiedziała, że nie może pozwolić sobie właśnie teraz na żadną miłość. Bo po co mieszać komuś w głowie miłością do grobowej deski skoro ona niedługo mogła umrzeć. Szła właśnie jedną z dróżek Dortmundu kiedy zauważyła blondyna. Też ją zobaczył. Uśmiechnął się i podszedł do niej. 
- Cześć. Wyglądasz o wiele lepiej niż wczoraj.
- Wiesz przemyślałam to wszystko i doszłam do wniosku, że co ma być to będzie. Nie będę się tym w nieskończoność zadręczać bo to nie ma sensu. 
- No i takie nastawienie mi się podoba. A ty dopiero z pracy wracasz?
- No tak, miałam sporo papierkowej roboty i trochę mi zeszło. A poza tym nie za bardzo mi się chce wracać do pustego mieszkania. 
- Biedactwo. To możesz wybierzesz się dziś ze mną na kolację? - zapytał ze swoim zniewalającym uśmiechem na ustach
- Wiesz co to, dobry pomysł.
- W takim razie przyjadę po Ciebie o 19. 
- Spoko. Na razie.
- Cześć. 
Piłkarz stał w miejscu gdzie go opuściła i patrzył jak dziewczyna powoli się oddala. Po chwili szedł już w kierunku swojego samochodu. W domu wziął szybki prysznic, przebrał się i poszedł do garażu. Po drodze zadzwonił jeszcze do Ali informując ją, że niedługo będzie.
Stała przed szafą i nie wiedziała w co się ubrać. Wszystko nie pasowało. Jeden strój był zbyt krzykliwy, drugi jak na pogrzeb. Zrezygnowana usiadła na łóżku i popatrzyła na pokój. Wyglądał jak po pobojowisku. Wszędzie walały się ubrania. Nagle usłyszała dzwonek. Poszła otworzyć, w drzwiach stał uśmiechnięty Marco. 
- I co gotowa? - spojrzał na nią - Widzę, że nie.
- Kompletnie nie wiem w co mam się ubrać.
- Spokojnie zaraz coś poradzimy. Prowadź do swojego królestwa. 
Weszli do garderoby Ali. Wszędzie porozrzucane były jej ubrania. 
- Nic dziwnego, że nie wiesz co masz nałożyć. - powiedział widząc bałagan w pokoju - Ale daj pięć minut dla wujka Reusa a on znajdzie odpowiedni strój. 
- Jasne życzę powodzenia. To ja może zrobię Ci coś do picia?
- Ok.
Ala wyszła a gdy po chwili wróciła Marco siedział na łóżku z sukienką w rękach i uśmiechem na ustach. Wyglądał jak mały chłopiec, który właśnie znalazł zaginiony skarb piratów.
- Proszę idź się przebierz. - powiedział wręczając jej ubranie.
Po pięciu minutach dziewczyna wróciła. Stanęła przed nim, nie mógł oderwać od niej wzroku. Nie mógł również wydusić z siebie żadnego słowa. 
- No powiesz coś wreszcie? - zapytała go trochę się denerwując
- Co? - zapytał lekko zdezorientowany 
- Pytałam czy może być.
- Jasne, wyglądasz... Wyglądasz ślicznie.
- Dzięki - odpowiedziała lekko się rumieniąc.
Na miejsce dojechali po około dwudziestu minutach. Kelner zaprowadził ich do wolnego stolika.
- Ładnie tu. - powiedziała do współtowarzysza
- No. To ulubiona restauracja mojej mamy. Zawsze powtarza mi, że jeśli mi na kimś zależy to mam tu tę osobę przyprowadzić.
- Czemu?
- Bo to magiczne miejsce, przynosi szczęście. Ojciec przyprowadził mnie tu przed meczem , w którym strzeliłem pierwszego gola.
- To może mi też przyniesie?
- Na pewno.
Po dziesięciu minutach kelner przyniósł ich zamówienia. Przez całą kolację rozmawiali. Przy Marco dziewczyna straciła całkowitą rachubę czasu. Dobrze się przy nim czuła. Był dla niej jak najlepsza kumpela, której można zwierzyć się z najskrytszych sekretów. Dobrze wiedziała, że piłkarz zachowa je dla siebie. Kiedy spojrzała na wyświetlacz komórki, żeby sprawdzić, która godzina nie dowierzała. Dochodziła już jedenasta.
- O mój Boże, ale już późno. Muszę iść. - powiedziała ze smutkiem w głosie.
- Czemu? Noc jeszcze młoda.
- Mam jutro na rano do pracy. Muszę się wyspać.
- Ok odwiozę Cię.
Całą drogę powrotną rozmawiali. A o czym? O wszystkim. Cały czas znajdowali jakieś tematy. Marco opowiedział jak zaczęła się jego historia z piłką. Kiedy się zorientowali byli już pod blokiem Ali.
- Dzięki za wspaniały wieczór. Dzięki Tobie zapomniała o wszystkim. Właśnie tego potrzebowałam Zapomnieć. Naprawdę dziękuję Ci.
- Cała przyjemność po mojej stronie. - odpowiedział a na jego ustach pojawił się kolejny już dzisiejszego wieczora uśmiech. Uśmiech, który sprawiał, że człowiek stawał się od razu weselszy. - Trzeba to kiedyś powtórzyć.
- Jasne.
Marco pochylił się i musnął swoimi ustami jej wargi. Dziewczyna była zbyt zdziwiona jego zachowaniem by odsunąć się w pierwszym momencie. W końcu odsunęła się. Spojrzała mu w oczy.
- Marco proszę Cię nigdy więcej tego nie rób. Przecież wiesz jak jest. Nie chcę się teraz w nic angażować...
- Jasne zrozumiałem. W Twoim sercu nie ma dla mnie miejsca. Ono należy już do kogoś innego.
- Nie to nie tak.
- A jak?
- Nie chcę nikomu dawać żadnych nadziei bo wiem jak to się może skończyć. A zresztą moje serce nie jest przez nikogo zajęte, w moim życiu nikogo nie ma. Nie teraz. Naprawdę. A ty jesteś dla mnie bardzo ważny. Zależy mi na Tobie. Nawet bardzo.
- Wiem, wiem. Przepraszam.
- Spoko. Przeprosiny przyjęte. A teraz dalej jesteśmy przyjaciółmi?
- Jasne.
- Cieszę się. Nie chciałabym Cię stracić. Nie teraz.
- Nigdy mnie nie stracisz.
Otworzyła drzwi i już miała wychodzić kiedy odwróciła się i spojrzała na piłkarza.
- Masz rację. Moje serce jest już zajęte ale ty zawsze będziesz zajmował w nim honorowe miejsce. Nie mówię tego, żeby poprawić Ci nastrój ale dlatego, że to prawda. Na swój sposób Cię kocham.- powiedziała i wysiadła z auta kierując się do mieszkania.
Wyszedł spod prysznica. Owinął ręcznik wokół bioder i wyszedł do sypialni. Kiedy zauważyła go brunetka uśmiechnęła się. Podeszła do niego i przytuliła się. Przesuwała rękami po jego plecach. Zawsze lubiła to robić. Lubiła czuć jego mięśnie pod swoimi rękami, lubiła go czuć. Niestety ostatnio coraz rzadziej się miała do tego okazję. A ona chciała by dzisiejsza noc była wyjątkowa. Chciała być jego i tylko jego. Piłkarz jakby odczuwając jej zamiary odsunął się.
- Co się dzieje? - zapytała lekko się denerwując.
- Nic się nie dzieje.
- Przecież widzę. Oddalamy się od siebie Łukasz. Co już mnie nie kochasz? Nie podobam Ci się?
- No co ty. Po prostu nie mam na to dzisiaj ochoty.
- Ostatnio nie masz ochoty na nic co jest związane z nami.
- Nie prawda. Jestem po prostu zmęczony. Sezon jest ciężki. A między nami nic się nie zmieniło. - powiedział i jakby na potwierdzenie swoich słów podszedł do niej i pocałował ją w czoło.
- To dobrze, nie chcę Cię stracić. Kocham Cię.
Brunetka ponownie wtuliła się w ciało piłkarza. Po chwili Łukasz wyszedł d o łazienki. Narzucił na siebie koszulkę i spodenki. Kiedy wrócił do sypialni Ewa już spała. Przykrył ją kołdrą a sam zszedł na dół do kuchni. Wyjął z lodówki puszkę coli i ruszył w kierunku salonu. Włączył telewizor i wziął ze stolika telefon. Przez chwilę się wahał w końcu wybrał numer do Ali. Ta jednak nie odbierała. Odłożył telefon i powrócił do oglądania programu telewizyjnego. Nie wiedząc kiedy usnął.


*********************************************************************************
             Hejka ;*  Oddaję w wasze ręce rozdział nr 7. Jak do tej pory jedyny, który mi się podoba. Mam nadzieję, że wam też.

Oglądał wczoraj ktoś mecz Legii? Ach ten obraz ;) A tak na serio cieszę się, że wygrali.
LEGIA PANY!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!



sobota, 9 sierpnia 2014


ROZDZIAŁ VI

  Kolejny dzień. Wstała z łóżka ledwo żywa. Przez całą noc nie zmrużyła nawet oka. Dzisiaj miała spotkać się z lekarzem. Bała się. A jeśli to... Nie, na pewno nie. Domyśliła by się Postanowiła, że nie będzie o tym myśleć. Jej najważniejszym zadaniem miało być dzisiaj spotkanie z Łukaszem. Strasznie się denerwowała. Miała zrobić to już wcześniej ale jak zobaczyła go u Kuby to po prostu stchórzyła. Nie wiedziała za bardzo co ma mu powiedzieć. Podobał jej się to jest pewne ale przecież on ma rodzinę. Nie mogłaby z nim być. Nie mogłaby rozwalić jego małżeństwa z Ewą. Mama wychowała ją na porządną osobę. Tylko... Przecież każdy mówi, że oni do siebie pasują. Że powinni być razem. Łukasz nie kocha Ewy - tak twierdzi jego najlepszy przyjaciel. STOP. Ala opamiętaj się. To co się wtedy wydarzyło nigdy nie powinno mieć miejsca. Dzięki Bogu Sara weszła wtedy do pokoju. Tak postanowione. Powie mu, że to był błąd. Powie mu to choć sama w to nie wierzy. Przecież ludzie często okłamują ważnych sobie ludzi myśląc, że tak będzie dla nich najlepiej. Ona też tak zrobi. Przecież robi to dla jego rodziny. Dla Sary, dla Ewy.
Weszła do kuchni. Zrobiła sobie swoje ulubione kakao. Uwielbiała je pić. Przypominała sobie wtedy jak jej ojciec był jeszcze z jej rodziną. Zanim umarł. To były najwspanialsze chwile w jej życiu. Co ona by dała, żeby one wróciły. Z parującym kubkiem usiadła na kanapie. Wzięła telefon ze stolika i wykręciła numer. PO trzecim sygnale odebrał.
- Hej. - przywitał się
- Cześć. Moglibyśmy się dzisiaj spotkać?
- Jasne.
- W takim razie o 12 w kawiarence obok stadionu. Będę na Ciebie czekać.
- Ala poczekaj nie rozłączaj się. - odpowiedziała mu już tylko cisza w słuchawce.
Jedna sprawa załatwiona. Teraz wystarczy już tylko się z nim spotkać i wszystko wyjaśnić. Poszła pod szybki prysznic. Gdy skończyła otuliła się się puchatym ręcznikiem i poszła do garderoby aby znaleźć sobie jakiś strój na spotkanie. Nie wiedziała jak ma się ubrać. Nie chciała się stroić. Chciała po prostu ładnie wyglądać. Wszystko dlatego, że miała się z nim spotkać. Tak przyznaj się. Kochasz Go. Uświadamiając to sobie wiedziała, że to spotkanie będzie jeszcze trudniejsze niż jej się do tej pory wydawało. No ale cóż sama sobie tego piwa nawarzyła więc teraz sama będzie musiała to piwo wypić. Postanowiła, że założy czarne rurki, biała bluzkę i czerwony sweterek. Wychodząc z mieszkania założyła jeszcze balerinki. Z pozytywnym nastawieniem poszła na spotkanie.
   Nie mógł usiedzieć w domu. Ostatnie dni strasznie go zmieniły. A wszystko przez nią. Coraz częściej kłócił się z Ewą. Z dnia na dzień coraz bardziej się od siebie oddalali. Powoli zaczął tracić już nadzieję, że Ala się do niego odezwie. Strasznie się za nią stęsknił. Przez cała drogę do kawiarni o niej myślał. Przyjechał wcześniej więc musiał na nią czekać. W końcu się zjawiła. Wyglądała ślicznie choć miała na sobie zwykłe spodnie i bluzkę. Wstał gdy podeszła do stolika.
- Cieszę się, że postanowiłaś się ze mną spotkać. - powiedział na wstępie. - Zamówić Ci coś?
- Nie dziękuję ja tylko na chwilę. Chciałam z Tobą porozmawiać o tym co się ostano się między nami wydarzyło. Posłuchaj to nigdy nie powinno mieć miejsca. Ty masz rodzinę.
- Mogę ja coś teraz powiedzieć?
- Poczekaj nie przerywaj mi. Wiesz, że Cię lubię, nawet bardzo. Ewę też lubię. Nie chcę stracić was obojgu bo jeśli Ewa się dowie... Dobrze wiesz, że nie bylibyśmy razem szczęśliwi.
- Skończyłaś? - zapytał na co dziewczyna twierdząco pokiwała głową - Odkąd Cię poznałem nie mogę przestać o Tobie myśleć. A to co się wtedy stało a właściwie prawie się stało było... Zrozum Ala ja Cię kocham i chcę z Tobą być. Dobrze wiem, że czujesz to samo. Czemu tak trudno Ci jest się do tego przyznać? Powiedz mi, że mnie nie kochasz. Popatrz mi w oczy i powiedz mi to.
  Spojrzała na niego. Chciała jak najszybciej stamtąd wyjść. Jeszcze chwila i po prostu nie wytrzyma. Chciała mu to powiedzieć ale po prostu nie mogła. Tak jak dziecko z wadą wymowy nie umie powiedzieć słowa rabarbar tak ona nie umiała mu odpowiedzieć. Kiedy patrzyła w jego oczy widziała jakąś nadzieję. Dobrze wiedział co ona czuje i wykorzystał to. Chyba nie wiedział, że strasznie ją to boli. Patrzyli tak na siebie przez dłuższą chwilę w końcu dziewczyna wstała i wyszła. Piłkarz nie wiele myśląc wybiegł za nią. Nie odeszła daleko.
- Jeśli myślisz, że tak łatwo mnie spławisz to się mocno mylisz.
- Łukasz proszę Cię daj mi spokój.
- Czemu zachowujesz się jak dziecko? Nie chcesz ze mną być bo bo nie chcesz ranić Ewy ani Sary ale zranisz samą siebie.
- Daj spokój.
- Czemu?
Podeszła do niego.
- Bo tak będzie lepiej. - powiedział po czym pocałowała go i odeszła zostawiają go samego. Nie był w stanie się nawet ruszyć.
   Biegła ze łzami w oczach. Nie potrafiła się opanować. Znajdowała się teraz w pobliskim parku. Usiadła na jednej z ławeczek. Cholera, że też musiała wybrać właśnie to miejsce na przeprowadzkę. Ale co miała poradzić, że kochała Niemcy. Kochała ten język, kulturę a w szczególności niemiecką piłkę. To ojciec zaszczepił w niej miłość do futbolu. Dobra koniec z płaczem. Musi się ogarnąć. Postanowiła, że zadzwoni do Kamila. Nie odebrał za pierwszym razem. Wykręciła jego numer ponownie. Tym razem odebrał.
- Cześć siostra. - przywitał się
- Cześć.
- Coś się stało? Czemu dzwonisz?
- Niby czemu miałoby się coś stać? Chciałam po prostu porozmawiać z moim kochanym braciszkiem.
- Jasne. Alka znam Cię od ponad dwudziestu lat. Coś musiało się stać.
- Czemu ty zawsze myślisz, że coś się stało? Stęskniłam się za wami wszystkimi. Nie widzieliśmy się ponad trzy miesiące.
- I tak Ci nie wierzę ale jak nie chcesz to nie mów.
- A co tam u was?
- Wszystko ok. Jak życie w ukochanym kraju?
- Bardzo dobrze. Nie uwierzysz jaki ten świat jest mały. Mieszkam na przeciwko Anki.
- Naprawdę? To powinnaś się cieszyć. A powiedziałaś jej już o...
- Nie jeszcze nie. A co u Kubusia?
- Cały i zdrowy. Rośnie jak na drożdżach nie poznałabyś go.
- Och jak ja za wami tęsknię.
- To przyjedź do Polski na parę dni.
- Nie mogę mam dużo pracy.
- Jak chcesz. Siedź sobie tam sama zamiast odwiedzić ukochanego braciszka.
- Jasne. Dobra muszę kończyć. Jestem umówiona.
- Poznałaś kogoś? Czemu się nie pochwaliłaś?
- Nie nikogo nie poznałam zresztą nie ważne. Na razie.
    Ogromny szary budynek z jednej strony otoczony małymi sklepikami z drugiej zaś ogromnym ogrodem. Nie cierpiała szpitali. Zawsze kojarzyły jej się ze śmiercią. Te białe ściany, Charakterystyczny zapach. Coś strasznego. Gabinet lekarza znajdował się na końcu długiego, białego korytarza. Na ścianach wisiały rysunki wykonane przez małych pacjentów szpitala. Podeszła do dużych drewnianych drzwi i zapukała.
- Dzień dobry, miałam się do pana zgłosić.
- A tak witam. Proszę usiąść, pani Dąbrowska tak?
- Tak.
- Gdzieś tu miałem pani wyniki, ale gdzie? A tak są. No cóż pominę fakt, że nie powiedziała mi pani o chorobie.
- Przepraszam nie wiedziałam, że to ma jakiś związek. Robiła niedawno badania i wszystko było dobrze. Naprawdę nie wiedziałam.
- Nie mam dla pani dobrych wieści.
- Ale jak to?
- Z badań jasno wynika, że ma pani podwyższoną ilość chorych komórek co może oznaczać dużo rzeczy.
- Ma pan na myśli, że to może być...?
- Nie wykluczam takiej możliwości ale też nie potwierdzam. To może być wszystko. Ale sądząc po tym, że trafiła pani do nas po  tym jak pani zemdlała... Musimy zrobić dokładne badania, żeby to potwierdzić.
- Oczywiście, zrobię je jak najszybciej.
- Dobrze to chyba wszystko. Tylko proszę się tym nie dręczyć. Jak powiedziałem to może być wszystko.
   Szła jedną z ulic Dortmundu. Po jej policzkach spływało tysiące łez. Nie chciała przestać płakać. Chciała, żeby razem ze łzami wypłynęło z niej uczucie strachu. Jedyne czego teraz potrzebowała to gorąca herbata, ciepły koc i jakaś komedia romantyczna, w której zakończenie jest zawsze szczęśliwe. Wchodząc na klatkę natknęła się na Marco.
- Cześć mała. - przywitał się z uśmiechem na ustach.
- Hej - odpowiedziała unikając jego wzroku.
- A co ty taka nie w sosie? Ala ty płakałaś? - zapytał zaniepokojony
- Tak ale nie ma o czym mówić. Muszę już iść.
- No chyba sobie żartujesz jeśli myślisz, że Cię tak zostawię. Chodź pogadamy.
Gdy byli już w mieszkaniu dziewczyna zrobiła im herbatę. Siedzieli w milczeniu w końcu odezwał się blondyn.
- No to powiesz mi co się stało? Czemu płakałaś?
- Mówiłam już, że to nic ważnego.
- Jasne. Ala przecież jesteśmy przyjaciółmi możesz mi powiedzieć o wszystkim hmmm. To co się stało?
-Marco nie mogę Ci tego powiedzieć. To zbyt trudne.
- Weź mnie nie strasz. Ktoś Ci coś zrobił?
- Nie.
- No to co jest?
- Kiedyś jakieś cztery lata temu byłam z moją mama i bratem na stadninie koni. Właścicielem był znajomy rodziny. Nagle zaczęła lecieć mi krew z nosa. Nie przestawała przez pięć dziesięć piętnaście minut. W końcu mama zawiozła mnie na pogotowie. Czekaliśmy tam z godzinę i w końcu mnie przyjęli. Lekarze próbowali zatamować krwotok i po około dwudziestu minutach udało im się to. Zostałam w szpitalu na badaniach. Po paru dniach lekarz oznajmił mi i mojej rodzinie, że jestem chora. Zdiagnozowali u mnie raka. A mianowicie białaczkę. Mama wpadła wtedy na pomysł. że wyślę mnie do mojej babci na drugi koniec Polski. W domu wszyscy mnie znali, każdy by wiedział. A nam zależało na dyskrecji. Dlatego tak nagle wyjechałam z domu nic nikomu nie mówiąc, nawet Ance.
- Nie wierzę, strasznie mi przykro. Ale nie wyglądasz jak osoba chora na białaczkę.
- Lekarzom udało się mnie wyleczyć.
- To dlaczego dzisiaj płakałaś?
- Bo wracam od lekarza. On myśli, że to może być nawrót. I ja też tak myślę.
- Ożeż ja cie pierdziele. Ale przecież to niemożliwe.
- Wiem ale jednak. Mam do Ciebie prośbę nie mów o tym nikomu, dobrze?
- Jak to? Przecież Anka, Łukasz powinni wiedzieć.
- Wiem ale nie chcę nikogo ranić. Lepiej będzie jeśli nikt o niczym nie będzie wiedział. Obiecaj mi to.
- Nie mogę.
- Marco proszę.
- Ala... - popatrzył w jej oczy, które na nowo zaszły łzami - dobrze obiecuję, ale jeśli coś będzie się dziać od razu dajesz mi znać.
- Jasne. Musisz już iść?
- Umówiłem się z chłopakami na pół godziny temu.
- A mógłbyś posiedzieć przy mnie dopóki nie zasnę? Nie chcę być teraz sama.
- Jasne.
    Położyła głowę na jego kolanach. W pomieszczeniu panowała cisza. Jednak żadnemu z nich to nie przeszkadzało.- Dziękuję, że jesteś - powiedziała dziewczyna. Po paru chwilach spała już słodko a wszystkie problemy rozpłynęły się jak mgła.
Wyszedł z jej mieszkania dopiero godzinę po tym jak zasnęła. Położył ją jeszcze w jej łóżku. Przez cały czas zastanawiał się czy to wszystko co usłyszał od Ali ma zachować dla siebie. Chciał o tym komuś powiedzieć. Ale przecież jej obiecał. Postanowił jej pomóc. Załatwić najlepszych lekarzy, wszystko aby ona znowu wyzdrowiała. Dotarł do domu i od razu poszedł spać. W nocy śniło mu się, żę Ala umarła na jego rękach. Obudził się cały mokry od potu. Jednak szybko zasnął ponownie.

*********************************************************************************
      Proszę bardzo oto rozdział nr 6. Dziękuję Wam bardzo za wszystkie komentarze. Jak je czytam to mam takiego banana na twarzy, że hoho. Rozdział taki chyba trochę długi. Wzięłam sobie do serca rady, żeby było więcej opisów i wyszło takie coś. Mam nadzieję, że się spodoba ;)