niedziela, 1 lutego 2015

HEJKA !!!


Na wstępie przepraszam, że tak długo mnie nie było. Powód jest prosty - moje postanowienie noworoczne tj. przez cały styczeń zero internetu i komputera. No więc właśnie skończył się styczeń i moje postanowienie. Chciałabym również Was przeprosić za to że nie komentowałam na waszych blogach. Obiecuję poprawę. A co do rozdziału powinien pojawić się już niedługo. Pozdrawiam

czwartek, 18 grudnia 2014

                                                  ROZDZIAŁ VIII


      Czy istnieje coś takiego jak miłość od pierwszego wejrzenia? Wiele osób powiedziałoby, że nie. Niemożliwym jest przecież zakochanie się w osobie, którą zobaczyło się pierwszy raz. Należy się najpierw z taką osobą lepiej poznać dopiero potem wiadomo czy to ten jedyny. Inni natomiast powiedzą, że wcześniej wspomniana miłość jest miłością najpiękniejszą. Nie ma nic piękniejszego od chwilowego zatracenia gdy zobaczy się tę osobę. Zerwanie kontaktu z rzeczywistością, uczucie tysięcy motyli w brzuchu. Ktoś kto poczuł to raz nigdy tego nie zapomni.
     Nie wiedzieć czemu ale praktycznie każda kobieta kiedy mętlik w głowie siada na kanapie z kieliszkiem wina w ręku, pudełkiem lodów albo tabliczką czekolady. Włącza wtedy komedie romantyczną i przy najbardziej wzruszającym momencie beczy do poduszki i żałuje, że coś tak pięknego nie może zdarzyć się jej. Wyrzuca wtedy Bogu że życie jest niesprawiedliwe, że inni mają lepiej, gdy ona cały czas ma z górki. Potem przychodzi moment refleksji że to wcale nie prawda, że też mogła tak mieć ale wszystko zniszczyła. I kolejny już raz płacze nad swoim życiem.
  Wybór padł na "I że Cię nie opuszczę" najbardziej wzruszający film jaki kiedykolwiek powstał. Ktoś kto by zobaczył teraz Alę pomyślałby, że właśnie zerwała z chłopakiem i objada się, żeby zapomnieć o lubym. W rzeczywistości nie do końca tak jest. Płacze przez mężczyznę ale z innego powodu. Płacze bo właśnie sobie uświadomiła, że jedyne czego chce to to aby Łukasz był teraz przy niej. Przytulał ją, mówił jak bardzo jest dla niego ważna i jak mocno ją kocha. Niestety on jest teraz w swoim domu z żoną, dzieckiem i nie ma najmniejszego pojęcia jak Ala teraz cierpi.
     Obudził ją dźwięk dzwonka do drzwi. Spojrzała na zegarek stojący na szafce. Wskazywał dokładnie godzinę 7:00. Poszła otworzyć drzwi kompletnie zaspana. Przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie wstaje w sobotę tak wcześnie. Ale kto powiedział, że Anka jest normalna.
 - Dzień dobry - przywitała ją z uśmiechem na twarzy wcześniej wspomniana pani.
- Komu dobry temu dobry. Człowieku jest wcześnie rano więc czemu zawdzięczam tę wizytę?
- Jak to czemu? Idziemy biegać. Ostatnio strasznie Cię zaniedbałam.
- Czemu ty mi to robisz? Nie możesz torturować kogoś innego? Na przykład swojego męża?
- Jego nie mogę bo on ma swoje treningi w klubie więc zostajesz mi tylko ty. A poza tym robię to dla twojego dobra. A teraz nie marudź tylko się przebieraj i za 5 minut widzę Cię na dworze. Zrozumiałaś?
Dziewczyna twierdząco pokiwała głową a gdy przyjaciółka zniknęła za rogiem zamknęła drzwi. Nie miała najmniejszej ochoty na nic a już w szczególności na jakikolwiek ruch. Ziewając wróciła do swojego cieplutkiego łóżeczka i po chwili ponownie odpłynęła do krainy Morfeusza.
 Jedyne co poczuła to straszne zimno. Nie wiedziała co się dzieje. Gwałtownie otworzyła oczy. Znajdowała się w swoim łóżku w swojej sypialni, tylko dlaczego cała mokra? Gdy spojrzała w stronę drzwi wszystko się wyjaśniło.
- Jeśli myślałaś, że tak łatwo Ci odpuszczę to się grubo myliłaś moja droga. Masz dokładnie 5 minut żeby się ubrać i przyjść do kuchni bo inaczej pogadamy. I ja wcale nie żartuję - zagroziła Lewandowska i wyszła z sypialni Ali.
Chcąc nie chcąc musiała wstać. Nie miała zamiaru kolejny raz zostać oblaną zimną wodą. Szybko wskoczyła w leginsy i luźną bluzkę i pokierowała się do kuchni. Tam siedziała jej przyjaciółka, która uśmiechała się zadowolona z wygranej. Nic nie mówiąc wyszły z mieszkania i pokierowały się w stronę pobliskiego parku. Po godzinnym treningu weszły do mieszkania państwa Lewandowskich. W kuchni urzędował już uśmiechnięty Robert. Przywitał się czule z żoną.
- Siemaneczko sąsiadeczko, jak tam trening?
- Daj spokój chyba zaraz umrę. A tak poza tym to twoja żona jest chora.
- Wiem wiem - odpowiedziała po cichu piłkarz
- Wszystko słyszałam - dobiegł ich głos brunetki.
- Dobra słuchajcie ja będę się już zbierać - powiedziała Ala kierując się w stronę drzwi
- No co ty zostań na śniadanie. Dzisiaj szef kuchni Robert Lewandowski poleca naleśniki z owocami i bitą śmietaną. 
- Brzmi smacznie ale niestety muszę ogarnąć trochę mieszkanie,zrobić zakupy. Ale dziękuję za zaproszenie.
- No trudno.
- To na razie - pożegnała się Ala i wyszła z mieszkania. 
    ************************************************************

    Hejka:) Na początku przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam ale niestety wena mnie opuściła. Teraz na szczęście wróciła i mam nadzieję, że już nie odejdzie i zostanie ze mną na zawsze. A co do rozdziału krótki i trochę nudnawy. Ale same go oceńcie. A w ramach przeprosin za to, że tak długo mnie nie było dodaję krótki wierszyk. Trochę nieaktualny bo napisany jakiś rok temu ale mam nadzieję, że się spodoba.


Choć z Bayernem nie wygrali
To i tak ich Klopp pochwali.
Bo gdy na murawę wejdą 
Sen tysiąca dziewczyn spełnią.
Roman jak lew broni bramkę
Piłka dziś nie trafi w siatkę.
Chyba, że dla przeciwnika
Bo Robert strzeli hat-tricka
Reszta też nie będzie gorsza
Zjedzą se przed meczem dorsza.
On im sił doda i powera
I wygrają sto do zera.
Ubrani w stroje w czarno-żółte pasy
Latają jak pszczółki głuptasy.
Pierwsza bramka wszyscy klaszczą
Marco Reus jest gola sprawcą.
Brawo chłopcy tłum skanduje
A przeciwnik protestuje
Mówi, że był spalony
Marco jest tym urażony.
Wszyscy więc go pocieszają
i Buziaka w policzek dają.
Przeciwnicy sił nie mają
Dortmundczycy  dalej grają.
Gol za golem każdy strzela
Rozkręcili się jak karuzela.
Sędzia gwiżdże wszyscy się podnieśli
Kubę na noszach wynieśli.
Biedny chłopak noga złamana
Przez jakiś czas nie założy opaski kapitana.
Łukasz strzelaj tłum wykrzykuje
Piłka w bramce ląduje.
Koniec meczu Borussia triumfuje
Niech nam Święta Trójca króluje.
Wygrał lepszy nie ma bata
Borussia mistrzem świata.

piątek, 31 października 2014

                                       LIEBSTER    AWARD 
  

Dziękuję bardzo za nominację Natalia Lelele.



A oto moje odpowiedzi :

1. Jaki lubisz sport?
  Oj lubię bardzo dożo sportów. Ale tak najbardziej to oczywiście piłka nożna, siatkówka, moto GP.
2.Ulubiony film.
  Niech pomyślę... no to " I że Cię nie opuszczę", " Kac Vegas" - wszystkie części.
3. Ulubiona książka.
  " Szeptem" i wszystkie dalsze części.
4. Ulubiony sportowiec.
  Łukasz Piszczek, Marco Reus, Mario Goetze, Andrzej Wrona, Bartek Kurek.
5. Jaki lubisz kolor?
   Zielony i niebieski.
6. Piosenka, o której myślisz.
   Ella Henderson " Hard work"
7. Co lubisz robić w wolnych chwilach?
  Czytać książki. Chociaż ostatnimi czasy nie mam za dużo wolnego czasu.



Nominuję :

http://loveumieraostatnia.blogspot.com/
http://dortmundborussiaborussen.blogspot.com/2014/10/rozdzia-ix.html
http://milosc-z-pilka-w-tle.blogspot.com/2014/10/informacja.html#comment-form
http://milosc-ma-moc.blogspot.com/2014/10/rozdzia-17.html
 
A oto moje pytania
1. Ulubiony sportowiec?
2. Osoba którą podziwiasz?
3.Ulubiona piosenka?
4. Ulubiona pora roku?
5. Jak naprawdę masz na imię?
6. Ulubiony sport?

piątek, 22 sierpnia 2014

 ROZDZIAŁ VII


Od samego rana nad Dortmundem zbierały się ciemne chmury. Co prawda nie padało ale kwestią czasu było kiedy z nieba spadnie pierwsza kropla. Ludzie wychodząc wcześnie rano do pracy zabierali ze sobą parasolki, żeby nie zmoknąć. Ala niestety nie należała do tych osób. Od samego rana była jakaś nieobecna. Przez to co wczoraj usłyszała od lekarza nieco się załamała. Dobrze wiedziała, że tym razem nie będzie łatwo pokonać chorobę. Ale nie zamierzała się poddawać. Nie teraz kiedy wszystko jako tako zaczęło się układać. Weszła do budynku. Był koloru orzecha i miał siedem pięter. Skierowała się do windy i wcisnęła przycisk z numerem 5. Kiedy drzwi windy otworzyły się wysiadła i ruszyła oświetlonym korytarzem. Wokół krzątało się już mnóstwo ludzi. Przywitała się ze wszystkimi i usiadła przy swoim biurku, które mimo wczesnej pory było zawalone stosem dokumentów. Od razu się za nie wzięła. Wciągnięta w wir pracy zupełnie zapomniała o wszystkich swoich problemach. Dopiero około godziny 17 dziewczyna uporała się z pracą i  mogła wracać do domu. Postanowiła, że wróci na piechotę. Pogoda zrobiła psikusa dortmundczykom i około godziny 15 zza chmura zaczęło wychodzić słońce i robić się coraz cieplej. Nie chciała zmarnować szansy na spacer bo zaczynało się już czuć powoli zbliżającą się jesień. A co za tym idzie deszcz, chlapa i brzydka pogoda. Dzień powoli zaczynał ustępować miejsca wieczorowi. Niebo przybierało lekko fioletową barwę. Tę porę dnia lubiła najbardziej. Kiedy wszyscy w pędzie wracali do swoich domów ona wolała spokojnie i powoli iść przez Dortmund i rozmyślać. Obserwować tych, którzy spieszą się do swoich rodzin, zakochane pary, starszych ludzi. Nagle pomyślała o Łukaszu. Zastanawiała się nad tym co jej wczoraj powiedział. Że chce z nią być. Ona też tego chciała ale wiedziała, że nie może pozwolić sobie właśnie teraz na żadną miłość. Bo po co mieszać komuś w głowie miłością do grobowej deski skoro ona niedługo mogła umrzeć. Szła właśnie jedną z dróżek Dortmundu kiedy zauważyła blondyna. Też ją zobaczył. Uśmiechnął się i podszedł do niej. 
- Cześć. Wyglądasz o wiele lepiej niż wczoraj.
- Wiesz przemyślałam to wszystko i doszłam do wniosku, że co ma być to będzie. Nie będę się tym w nieskończoność zadręczać bo to nie ma sensu. 
- No i takie nastawienie mi się podoba. A ty dopiero z pracy wracasz?
- No tak, miałam sporo papierkowej roboty i trochę mi zeszło. A poza tym nie za bardzo mi się chce wracać do pustego mieszkania. 
- Biedactwo. To możesz wybierzesz się dziś ze mną na kolację? - zapytał ze swoim zniewalającym uśmiechem na ustach
- Wiesz co to, dobry pomysł.
- W takim razie przyjadę po Ciebie o 19. 
- Spoko. Na razie.
- Cześć. 
Piłkarz stał w miejscu gdzie go opuściła i patrzył jak dziewczyna powoli się oddala. Po chwili szedł już w kierunku swojego samochodu. W domu wziął szybki prysznic, przebrał się i poszedł do garażu. Po drodze zadzwonił jeszcze do Ali informując ją, że niedługo będzie.
Stała przed szafą i nie wiedziała w co się ubrać. Wszystko nie pasowało. Jeden strój był zbyt krzykliwy, drugi jak na pogrzeb. Zrezygnowana usiadła na łóżku i popatrzyła na pokój. Wyglądał jak po pobojowisku. Wszędzie walały się ubrania. Nagle usłyszała dzwonek. Poszła otworzyć, w drzwiach stał uśmiechnięty Marco. 
- I co gotowa? - spojrzał na nią - Widzę, że nie.
- Kompletnie nie wiem w co mam się ubrać.
- Spokojnie zaraz coś poradzimy. Prowadź do swojego królestwa. 
Weszli do garderoby Ali. Wszędzie porozrzucane były jej ubrania. 
- Nic dziwnego, że nie wiesz co masz nałożyć. - powiedział widząc bałagan w pokoju - Ale daj pięć minut dla wujka Reusa a on znajdzie odpowiedni strój. 
- Jasne życzę powodzenia. To ja może zrobię Ci coś do picia?
- Ok.
Ala wyszła a gdy po chwili wróciła Marco siedział na łóżku z sukienką w rękach i uśmiechem na ustach. Wyglądał jak mały chłopiec, który właśnie znalazł zaginiony skarb piratów.
- Proszę idź się przebierz. - powiedział wręczając jej ubranie.
Po pięciu minutach dziewczyna wróciła. Stanęła przed nim, nie mógł oderwać od niej wzroku. Nie mógł również wydusić z siebie żadnego słowa. 
- No powiesz coś wreszcie? - zapytała go trochę się denerwując
- Co? - zapytał lekko zdezorientowany 
- Pytałam czy może być.
- Jasne, wyglądasz... Wyglądasz ślicznie.
- Dzięki - odpowiedziała lekko się rumieniąc.
Na miejsce dojechali po około dwudziestu minutach. Kelner zaprowadził ich do wolnego stolika.
- Ładnie tu. - powiedziała do współtowarzysza
- No. To ulubiona restauracja mojej mamy. Zawsze powtarza mi, że jeśli mi na kimś zależy to mam tu tę osobę przyprowadzić.
- Czemu?
- Bo to magiczne miejsce, przynosi szczęście. Ojciec przyprowadził mnie tu przed meczem , w którym strzeliłem pierwszego gola.
- To może mi też przyniesie?
- Na pewno.
Po dziesięciu minutach kelner przyniósł ich zamówienia. Przez całą kolację rozmawiali. Przy Marco dziewczyna straciła całkowitą rachubę czasu. Dobrze się przy nim czuła. Był dla niej jak najlepsza kumpela, której można zwierzyć się z najskrytszych sekretów. Dobrze wiedziała, że piłkarz zachowa je dla siebie. Kiedy spojrzała na wyświetlacz komórki, żeby sprawdzić, która godzina nie dowierzała. Dochodziła już jedenasta.
- O mój Boże, ale już późno. Muszę iść. - powiedziała ze smutkiem w głosie.
- Czemu? Noc jeszcze młoda.
- Mam jutro na rano do pracy. Muszę się wyspać.
- Ok odwiozę Cię.
Całą drogę powrotną rozmawiali. A o czym? O wszystkim. Cały czas znajdowali jakieś tematy. Marco opowiedział jak zaczęła się jego historia z piłką. Kiedy się zorientowali byli już pod blokiem Ali.
- Dzięki za wspaniały wieczór. Dzięki Tobie zapomniała o wszystkim. Właśnie tego potrzebowałam Zapomnieć. Naprawdę dziękuję Ci.
- Cała przyjemność po mojej stronie. - odpowiedział a na jego ustach pojawił się kolejny już dzisiejszego wieczora uśmiech. Uśmiech, który sprawiał, że człowiek stawał się od razu weselszy. - Trzeba to kiedyś powtórzyć.
- Jasne.
Marco pochylił się i musnął swoimi ustami jej wargi. Dziewczyna była zbyt zdziwiona jego zachowaniem by odsunąć się w pierwszym momencie. W końcu odsunęła się. Spojrzała mu w oczy.
- Marco proszę Cię nigdy więcej tego nie rób. Przecież wiesz jak jest. Nie chcę się teraz w nic angażować...
- Jasne zrozumiałem. W Twoim sercu nie ma dla mnie miejsca. Ono należy już do kogoś innego.
- Nie to nie tak.
- A jak?
- Nie chcę nikomu dawać żadnych nadziei bo wiem jak to się może skończyć. A zresztą moje serce nie jest przez nikogo zajęte, w moim życiu nikogo nie ma. Nie teraz. Naprawdę. A ty jesteś dla mnie bardzo ważny. Zależy mi na Tobie. Nawet bardzo.
- Wiem, wiem. Przepraszam.
- Spoko. Przeprosiny przyjęte. A teraz dalej jesteśmy przyjaciółmi?
- Jasne.
- Cieszę się. Nie chciałabym Cię stracić. Nie teraz.
- Nigdy mnie nie stracisz.
Otworzyła drzwi i już miała wychodzić kiedy odwróciła się i spojrzała na piłkarza.
- Masz rację. Moje serce jest już zajęte ale ty zawsze będziesz zajmował w nim honorowe miejsce. Nie mówię tego, żeby poprawić Ci nastrój ale dlatego, że to prawda. Na swój sposób Cię kocham.- powiedziała i wysiadła z auta kierując się do mieszkania.
Wyszedł spod prysznica. Owinął ręcznik wokół bioder i wyszedł do sypialni. Kiedy zauważyła go brunetka uśmiechnęła się. Podeszła do niego i przytuliła się. Przesuwała rękami po jego plecach. Zawsze lubiła to robić. Lubiła czuć jego mięśnie pod swoimi rękami, lubiła go czuć. Niestety ostatnio coraz rzadziej się miała do tego okazję. A ona chciała by dzisiejsza noc była wyjątkowa. Chciała być jego i tylko jego. Piłkarz jakby odczuwając jej zamiary odsunął się.
- Co się dzieje? - zapytała lekko się denerwując.
- Nic się nie dzieje.
- Przecież widzę. Oddalamy się od siebie Łukasz. Co już mnie nie kochasz? Nie podobam Ci się?
- No co ty. Po prostu nie mam na to dzisiaj ochoty.
- Ostatnio nie masz ochoty na nic co jest związane z nami.
- Nie prawda. Jestem po prostu zmęczony. Sezon jest ciężki. A między nami nic się nie zmieniło. - powiedział i jakby na potwierdzenie swoich słów podszedł do niej i pocałował ją w czoło.
- To dobrze, nie chcę Cię stracić. Kocham Cię.
Brunetka ponownie wtuliła się w ciało piłkarza. Po chwili Łukasz wyszedł d o łazienki. Narzucił na siebie koszulkę i spodenki. Kiedy wrócił do sypialni Ewa już spała. Przykrył ją kołdrą a sam zszedł na dół do kuchni. Wyjął z lodówki puszkę coli i ruszył w kierunku salonu. Włączył telewizor i wziął ze stolika telefon. Przez chwilę się wahał w końcu wybrał numer do Ali. Ta jednak nie odbierała. Odłożył telefon i powrócił do oglądania programu telewizyjnego. Nie wiedząc kiedy usnął.


*********************************************************************************
             Hejka ;*  Oddaję w wasze ręce rozdział nr 7. Jak do tej pory jedyny, który mi się podoba. Mam nadzieję, że wam też.

Oglądał wczoraj ktoś mecz Legii? Ach ten obraz ;) A tak na serio cieszę się, że wygrali.
LEGIA PANY!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!



sobota, 9 sierpnia 2014


ROZDZIAŁ VI

  Kolejny dzień. Wstała z łóżka ledwo żywa. Przez całą noc nie zmrużyła nawet oka. Dzisiaj miała spotkać się z lekarzem. Bała się. A jeśli to... Nie, na pewno nie. Domyśliła by się Postanowiła, że nie będzie o tym myśleć. Jej najważniejszym zadaniem miało być dzisiaj spotkanie z Łukaszem. Strasznie się denerwowała. Miała zrobić to już wcześniej ale jak zobaczyła go u Kuby to po prostu stchórzyła. Nie wiedziała za bardzo co ma mu powiedzieć. Podobał jej się to jest pewne ale przecież on ma rodzinę. Nie mogłaby z nim być. Nie mogłaby rozwalić jego małżeństwa z Ewą. Mama wychowała ją na porządną osobę. Tylko... Przecież każdy mówi, że oni do siebie pasują. Że powinni być razem. Łukasz nie kocha Ewy - tak twierdzi jego najlepszy przyjaciel. STOP. Ala opamiętaj się. To co się wtedy wydarzyło nigdy nie powinno mieć miejsca. Dzięki Bogu Sara weszła wtedy do pokoju. Tak postanowione. Powie mu, że to był błąd. Powie mu to choć sama w to nie wierzy. Przecież ludzie często okłamują ważnych sobie ludzi myśląc, że tak będzie dla nich najlepiej. Ona też tak zrobi. Przecież robi to dla jego rodziny. Dla Sary, dla Ewy.
Weszła do kuchni. Zrobiła sobie swoje ulubione kakao. Uwielbiała je pić. Przypominała sobie wtedy jak jej ojciec był jeszcze z jej rodziną. Zanim umarł. To były najwspanialsze chwile w jej życiu. Co ona by dała, żeby one wróciły. Z parującym kubkiem usiadła na kanapie. Wzięła telefon ze stolika i wykręciła numer. PO trzecim sygnale odebrał.
- Hej. - przywitał się
- Cześć. Moglibyśmy się dzisiaj spotkać?
- Jasne.
- W takim razie o 12 w kawiarence obok stadionu. Będę na Ciebie czekać.
- Ala poczekaj nie rozłączaj się. - odpowiedziała mu już tylko cisza w słuchawce.
Jedna sprawa załatwiona. Teraz wystarczy już tylko się z nim spotkać i wszystko wyjaśnić. Poszła pod szybki prysznic. Gdy skończyła otuliła się się puchatym ręcznikiem i poszła do garderoby aby znaleźć sobie jakiś strój na spotkanie. Nie wiedziała jak ma się ubrać. Nie chciała się stroić. Chciała po prostu ładnie wyglądać. Wszystko dlatego, że miała się z nim spotkać. Tak przyznaj się. Kochasz Go. Uświadamiając to sobie wiedziała, że to spotkanie będzie jeszcze trudniejsze niż jej się do tej pory wydawało. No ale cóż sama sobie tego piwa nawarzyła więc teraz sama będzie musiała to piwo wypić. Postanowiła, że założy czarne rurki, biała bluzkę i czerwony sweterek. Wychodząc z mieszkania założyła jeszcze balerinki. Z pozytywnym nastawieniem poszła na spotkanie.
   Nie mógł usiedzieć w domu. Ostatnie dni strasznie go zmieniły. A wszystko przez nią. Coraz częściej kłócił się z Ewą. Z dnia na dzień coraz bardziej się od siebie oddalali. Powoli zaczął tracić już nadzieję, że Ala się do niego odezwie. Strasznie się za nią stęsknił. Przez cała drogę do kawiarni o niej myślał. Przyjechał wcześniej więc musiał na nią czekać. W końcu się zjawiła. Wyglądała ślicznie choć miała na sobie zwykłe spodnie i bluzkę. Wstał gdy podeszła do stolika.
- Cieszę się, że postanowiłaś się ze mną spotkać. - powiedział na wstępie. - Zamówić Ci coś?
- Nie dziękuję ja tylko na chwilę. Chciałam z Tobą porozmawiać o tym co się ostano się między nami wydarzyło. Posłuchaj to nigdy nie powinno mieć miejsca. Ty masz rodzinę.
- Mogę ja coś teraz powiedzieć?
- Poczekaj nie przerywaj mi. Wiesz, że Cię lubię, nawet bardzo. Ewę też lubię. Nie chcę stracić was obojgu bo jeśli Ewa się dowie... Dobrze wiesz, że nie bylibyśmy razem szczęśliwi.
- Skończyłaś? - zapytał na co dziewczyna twierdząco pokiwała głową - Odkąd Cię poznałem nie mogę przestać o Tobie myśleć. A to co się wtedy stało a właściwie prawie się stało było... Zrozum Ala ja Cię kocham i chcę z Tobą być. Dobrze wiem, że czujesz to samo. Czemu tak trudno Ci jest się do tego przyznać? Powiedz mi, że mnie nie kochasz. Popatrz mi w oczy i powiedz mi to.
  Spojrzała na niego. Chciała jak najszybciej stamtąd wyjść. Jeszcze chwila i po prostu nie wytrzyma. Chciała mu to powiedzieć ale po prostu nie mogła. Tak jak dziecko z wadą wymowy nie umie powiedzieć słowa rabarbar tak ona nie umiała mu odpowiedzieć. Kiedy patrzyła w jego oczy widziała jakąś nadzieję. Dobrze wiedział co ona czuje i wykorzystał to. Chyba nie wiedział, że strasznie ją to boli. Patrzyli tak na siebie przez dłuższą chwilę w końcu dziewczyna wstała i wyszła. Piłkarz nie wiele myśląc wybiegł za nią. Nie odeszła daleko.
- Jeśli myślisz, że tak łatwo mnie spławisz to się mocno mylisz.
- Łukasz proszę Cię daj mi spokój.
- Czemu zachowujesz się jak dziecko? Nie chcesz ze mną być bo bo nie chcesz ranić Ewy ani Sary ale zranisz samą siebie.
- Daj spokój.
- Czemu?
Podeszła do niego.
- Bo tak będzie lepiej. - powiedział po czym pocałowała go i odeszła zostawiają go samego. Nie był w stanie się nawet ruszyć.
   Biegła ze łzami w oczach. Nie potrafiła się opanować. Znajdowała się teraz w pobliskim parku. Usiadła na jednej z ławeczek. Cholera, że też musiała wybrać właśnie to miejsce na przeprowadzkę. Ale co miała poradzić, że kochała Niemcy. Kochała ten język, kulturę a w szczególności niemiecką piłkę. To ojciec zaszczepił w niej miłość do futbolu. Dobra koniec z płaczem. Musi się ogarnąć. Postanowiła, że zadzwoni do Kamila. Nie odebrał za pierwszym razem. Wykręciła jego numer ponownie. Tym razem odebrał.
- Cześć siostra. - przywitał się
- Cześć.
- Coś się stało? Czemu dzwonisz?
- Niby czemu miałoby się coś stać? Chciałam po prostu porozmawiać z moim kochanym braciszkiem.
- Jasne. Alka znam Cię od ponad dwudziestu lat. Coś musiało się stać.
- Czemu ty zawsze myślisz, że coś się stało? Stęskniłam się za wami wszystkimi. Nie widzieliśmy się ponad trzy miesiące.
- I tak Ci nie wierzę ale jak nie chcesz to nie mów.
- A co tam u was?
- Wszystko ok. Jak życie w ukochanym kraju?
- Bardzo dobrze. Nie uwierzysz jaki ten świat jest mały. Mieszkam na przeciwko Anki.
- Naprawdę? To powinnaś się cieszyć. A powiedziałaś jej już o...
- Nie jeszcze nie. A co u Kubusia?
- Cały i zdrowy. Rośnie jak na drożdżach nie poznałabyś go.
- Och jak ja za wami tęsknię.
- To przyjedź do Polski na parę dni.
- Nie mogę mam dużo pracy.
- Jak chcesz. Siedź sobie tam sama zamiast odwiedzić ukochanego braciszka.
- Jasne. Dobra muszę kończyć. Jestem umówiona.
- Poznałaś kogoś? Czemu się nie pochwaliłaś?
- Nie nikogo nie poznałam zresztą nie ważne. Na razie.
    Ogromny szary budynek z jednej strony otoczony małymi sklepikami z drugiej zaś ogromnym ogrodem. Nie cierpiała szpitali. Zawsze kojarzyły jej się ze śmiercią. Te białe ściany, Charakterystyczny zapach. Coś strasznego. Gabinet lekarza znajdował się na końcu długiego, białego korytarza. Na ścianach wisiały rysunki wykonane przez małych pacjentów szpitala. Podeszła do dużych drewnianych drzwi i zapukała.
- Dzień dobry, miałam się do pana zgłosić.
- A tak witam. Proszę usiąść, pani Dąbrowska tak?
- Tak.
- Gdzieś tu miałem pani wyniki, ale gdzie? A tak są. No cóż pominę fakt, że nie powiedziała mi pani o chorobie.
- Przepraszam nie wiedziałam, że to ma jakiś związek. Robiła niedawno badania i wszystko było dobrze. Naprawdę nie wiedziałam.
- Nie mam dla pani dobrych wieści.
- Ale jak to?
- Z badań jasno wynika, że ma pani podwyższoną ilość chorych komórek co może oznaczać dużo rzeczy.
- Ma pan na myśli, że to może być...?
- Nie wykluczam takiej możliwości ale też nie potwierdzam. To może być wszystko. Ale sądząc po tym, że trafiła pani do nas po  tym jak pani zemdlała... Musimy zrobić dokładne badania, żeby to potwierdzić.
- Oczywiście, zrobię je jak najszybciej.
- Dobrze to chyba wszystko. Tylko proszę się tym nie dręczyć. Jak powiedziałem to może być wszystko.
   Szła jedną z ulic Dortmundu. Po jej policzkach spływało tysiące łez. Nie chciała przestać płakać. Chciała, żeby razem ze łzami wypłynęło z niej uczucie strachu. Jedyne czego teraz potrzebowała to gorąca herbata, ciepły koc i jakaś komedia romantyczna, w której zakończenie jest zawsze szczęśliwe. Wchodząc na klatkę natknęła się na Marco.
- Cześć mała. - przywitał się z uśmiechem na ustach.
- Hej - odpowiedziała unikając jego wzroku.
- A co ty taka nie w sosie? Ala ty płakałaś? - zapytał zaniepokojony
- Tak ale nie ma o czym mówić. Muszę już iść.
- No chyba sobie żartujesz jeśli myślisz, że Cię tak zostawię. Chodź pogadamy.
Gdy byli już w mieszkaniu dziewczyna zrobiła im herbatę. Siedzieli w milczeniu w końcu odezwał się blondyn.
- No to powiesz mi co się stało? Czemu płakałaś?
- Mówiłam już, że to nic ważnego.
- Jasne. Ala przecież jesteśmy przyjaciółmi możesz mi powiedzieć o wszystkim hmmm. To co się stało?
-Marco nie mogę Ci tego powiedzieć. To zbyt trudne.
- Weź mnie nie strasz. Ktoś Ci coś zrobił?
- Nie.
- No to co jest?
- Kiedyś jakieś cztery lata temu byłam z moją mama i bratem na stadninie koni. Właścicielem był znajomy rodziny. Nagle zaczęła lecieć mi krew z nosa. Nie przestawała przez pięć dziesięć piętnaście minut. W końcu mama zawiozła mnie na pogotowie. Czekaliśmy tam z godzinę i w końcu mnie przyjęli. Lekarze próbowali zatamować krwotok i po około dwudziestu minutach udało im się to. Zostałam w szpitalu na badaniach. Po paru dniach lekarz oznajmił mi i mojej rodzinie, że jestem chora. Zdiagnozowali u mnie raka. A mianowicie białaczkę. Mama wpadła wtedy na pomysł. że wyślę mnie do mojej babci na drugi koniec Polski. W domu wszyscy mnie znali, każdy by wiedział. A nam zależało na dyskrecji. Dlatego tak nagle wyjechałam z domu nic nikomu nie mówiąc, nawet Ance.
- Nie wierzę, strasznie mi przykro. Ale nie wyglądasz jak osoba chora na białaczkę.
- Lekarzom udało się mnie wyleczyć.
- To dlaczego dzisiaj płakałaś?
- Bo wracam od lekarza. On myśli, że to może być nawrót. I ja też tak myślę.
- Ożeż ja cie pierdziele. Ale przecież to niemożliwe.
- Wiem ale jednak. Mam do Ciebie prośbę nie mów o tym nikomu, dobrze?
- Jak to? Przecież Anka, Łukasz powinni wiedzieć.
- Wiem ale nie chcę nikogo ranić. Lepiej będzie jeśli nikt o niczym nie będzie wiedział. Obiecaj mi to.
- Nie mogę.
- Marco proszę.
- Ala... - popatrzył w jej oczy, które na nowo zaszły łzami - dobrze obiecuję, ale jeśli coś będzie się dziać od razu dajesz mi znać.
- Jasne. Musisz już iść?
- Umówiłem się z chłopakami na pół godziny temu.
- A mógłbyś posiedzieć przy mnie dopóki nie zasnę? Nie chcę być teraz sama.
- Jasne.
    Położyła głowę na jego kolanach. W pomieszczeniu panowała cisza. Jednak żadnemu z nich to nie przeszkadzało.- Dziękuję, że jesteś - powiedziała dziewczyna. Po paru chwilach spała już słodko a wszystkie problemy rozpłynęły się jak mgła.
Wyszedł z jej mieszkania dopiero godzinę po tym jak zasnęła. Położył ją jeszcze w jej łóżku. Przez cały czas zastanawiał się czy to wszystko co usłyszał od Ali ma zachować dla siebie. Chciał o tym komuś powiedzieć. Ale przecież jej obiecał. Postanowił jej pomóc. Załatwić najlepszych lekarzy, wszystko aby ona znowu wyzdrowiała. Dotarł do domu i od razu poszedł spać. W nocy śniło mu się, żę Ala umarła na jego rękach. Obudził się cały mokry od potu. Jednak szybko zasnął ponownie.

*********************************************************************************
      Proszę bardzo oto rozdział nr 6. Dziękuję Wam bardzo za wszystkie komentarze. Jak je czytam to mam takiego banana na twarzy, że hoho. Rozdział taki chyba trochę długi. Wzięłam sobie do serca rady, żeby było więcej opisów i wyszło takie coś. Mam nadzieję, że się spodoba ;)







poniedziałek, 28 lipca 2014

ROZDZIAŁ V


                        Podeszła do niego i dała mu buziaka. Kiedy się odsuwała złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie. Zaczęli się całować. Wziął ją na ręce niosąc do sypialni. Zdjął z niej sweterek, potem bluzkę. Na koniec została w samej bieliźnie. Nagle ktoś wszedł do sypialni. W drzwiach stała...


     W drzwiach stała Sara. Ala i Łukasz odskoczyli od siebie. Pierwszy ocknął się piłkarz. Wstał z łóżka i podszedł do córki.
- Kochanie coś się stało? - zapytał.
- Boli mnie brzuszek. - odpowiedziała dziewczynka ze łzami w oczach.
- Chodź położymy się z powrotem do łóżeczka a brzuszek sam zaraz przestanie boleć.
  Wziął mała na ręce i oboje wyszli z pokoju. Ala została sama. Przestraszyła się. Myślała, że to Ewa. Zaczęła się rozglądać po sypialni Piszczka. Na szafce obok łóżka stało zdjęcie. Dziewczyna wzięła je do ręki. Fotografia przedstawiała Łukasza i Ewę podczas ślubu. Byli tacy szczęśliwi. Nie mogła tego zrobić. Szybko się ubrała i wyszła z domu nic nie mówiąc Łukaszowi.
   
                     ******************************************* 
- Gdzie ty się podziewałaś cały dzień? - zapytała Anka gdy tylko przekroczyła próg mieszkania Alicji.
- O Ania. A co ty tu robisz?
- Jak to co? Widziałam jak wchodziłaś do domu i przyszłam. Dzwoniłam wczoraj cały dzień a ty nie odbierałaś. Myślała, że coś się stało.
- Byłam zajęta.
   Weszły do kuchni i usiadły przy stole. Blondynka ściskała w dłoniach kubek w czarno-żółte pasy. Prezent na powitanie od Roberta. 
- To co powiesz mi gdzie byłaś cała noc?
- U Łukasza. - odpowiedziała obojętnie Ala
- Zaraz, zaraz. U tego Łukasza?
- No.
- A co ty u niego robiłaś?
- Spałam a właściwie to prawie spałam z nim.
 Anka zakrztusiła się płynem, którym piła.
- Co?
  Blondynka opowiedziała przyjaciółce cała historie. Anka co chwile jej przerywała. W końcu dziewczyna skończyła a Ania zaczęła się śmiać. 
- Co Cię tak śmieszy?
- Wy. 
- Znowu zaczynasz? Żałuję, że Ci wogóle powiedziałam.
- Oj no nie obrażaj się, przecież wiesz, że mówię prawdę.
- Dobra nie mówmy już o tym.
- Jak chcesz.
   Gadały tak jeszcze prawie godzinę aż po Anię przyszedł Robert a Ala w końcu została sama. Poszła do łazienki i wzięła prysznic. Pod wpływem ciepłej wody jej mięśnie powoli rozluźniały się. Wytarła się i nałożyła swój ulubiony biały, puchaty szlafrok. Usiadła na kanapie i włączyła telewizor. Przeskakiwała po kanałach w końcu wyłączyła urządzenie. Nie wiedziała co ma robić. Strasznie się jej nudziło. W końcu postanowiła, że pójdzie pobiegać.
       *W tym samym czasie.*     Chłopcy siedzieli w szatni.
- No dobra panowie jeśli jutro wygramy to obiecuję, że każdego z was pocałuję. - powiedział Klopp wchodząc do szatni.
- W usta oczywiście? - dopytywał się Reus.
- Oczywiście.
- Tylko się upewniałem. - odpowiedział trenerowi - No to chłopcy nie mamy innego wyjścia jak wygrać. - powiedział tym razem do drużyny. 
- Jeśli gramy o taką stawkę to ja wchodzę. - powiedział Kuba i wszyscy zaczęli się śmiać.
      Po treningu Łukasz i Robert szli na parking. 
- Stary możemy pogadać? - zapytał blondyn.
- Jasne.
- Chyba miałeś racje. - zaczął Piszczek
- Jak zawsze. Ale w jakiej sprawie?
- W sprawie Alicji.
- W końcu to załapałeś. Gratuluję.
- Zamknij się. Wczoraj u mnie była i ...
- I co? - dopytywał się zaciekawiony Lewandowski
- No i prawie się z nią przespałem.
- Jak to prawie?
- No bo weszła Sara.
- Ty się ciesz, że nie Ewa.
-  No wiem ale ona potem wyszła nawet nic nie powiedziała. 
- Może się rozmyśliła?
- Nie wiem może. Nie odbiera ode mnie telefonu. Mam nadzieję, że nie jest na mnie zła.
- Na pewno nie. Przestraszyła się i tyle. Ale co ty z tym teraz zrobisz?
- Nie mam pojęcia.
- Czy ty kochasz jeszcze Ewę?
- Sam już nie wiem. - Zamyślił się Łukasz i spojrzał na zegarek. - Sorry stary, ale muszę już lecieć. Mam odebrać Sarę z przedszkola. Na razie.
- Cześć i przemyśl jeszcze czy chcesz być dalej z Ewą.
                        **********************************************************************

- Napijesz się czegoś? - zapytał blondyn.

- Tylko wody.
- To co Cię do mnie sprowadza? - spytał Kuba
- Widzisz mam sprawę.
- No to zamieniam się w słuch.
- Chodzi o Łukasza... - zaczęła dziewczyna -... a właściwie o Ewę.
- Kontynuuj.
- Anka wspomniała ostatnio, że Ewa zdradziła Łukasza.
- Tak to było z rok temu. Wyjechaliśmy wtedy na mecz. Łukasz wrócił wcześniej i nakrył ich w ich sypialni.
- No ale wybaczył jej.
- Niby tak. Mówił, że nadal ją kocha ale mi osobiście wydaję się, że wrócił jej tylko i wyłącznie ze względu na Sarę. Ona jest całym jego życiem.
- Zauważyłam.
- A skoro jesteśmy już w temacie Łukasza to co tam się ostatnio między wami działo? - zapytał zaciekawiony piłkarz.
- Czy wy zwierzacie się sobie z najskrytszych sekretów? Czemu zawsze wszystko wiecie?
- Tak zwana męska solidarność. A tak poza tym nie wymiguj się od odpowiedzi tylko mów.
- A co mam mówić? Zasnęłam u niego w domu i tyle.
- Jasne, Łukasz mówił coś innego.
- Proszę Cię skończmy tą rozmowę.
- Nie tak szybko. Mów.
- Nie.
- Tak, bo inaczej Cię stąd nie wypuszczę.
- To zacznę krzyczeć.
- I tak nikt Cię tu nie usłyszy.
- Zaryzykuję.
  Ich konwersacje na wysokim poziomie przerwał dzwonek do drzwi. Kuba poszedł otworzyć, gdy wrócił był z nim Łukasz.
- Cześć. - przywitał się
- Hej, to ja już pójdę. - powiedziała dziewczyna
- Zostań - prosił Kuba
- Nie, nie będę wam przeszkadzać.
- Oj coś ty nie będziesz, prawda Łukasz?
- Jasne.
- Naprawdę nie mogę. Cześć. - pożegnała się dziewczyna. Gdy wychodziła z mieszkania ktoś złapał ją za rękę. To był Łukasz.
- Czekaj, możemy pogadać? - zapytał
- Nie mam czasu. - odpowiedziała dziewczyna unikając jego wzroku.
- Oj Ala proszę Cię. Masz zamiar długo mnie jeszcze unikać?
- Ja Cię nie unikam.
- Jasne. Naprawdę musimy pogadać.
- Przepraszam ale muszę już iść. - odpowiedziała Ala i wyszła z mieszkania zostawiając zakłopotanego Łukasza samego.
- Nie rozumiem jej. - powiedział wchodząc do salonu.
- Kogo?
- Alicji.
- Jak to jej nie rozumiesz? Zakochała się w Tobie i tyle.
- Skąd wy wszyscy to wiecie?
- Widzę jak na Ciebie patrzy.
- To czemu nie chciała ze mną porozmawiać?
- Daj jej czas. To dla niej dosyć niekomfortowa sytuacja. Ty masz żonę. A właśnie pytała o nią.
- Co?
- A właściwie pytała czy to prawda, że Cię zdradziła.
        W tym samym czasie.
Ala szła alejką w parku. Słońce powoli chowało się za horyzontem a w Dortmundzie powoli zapadał zmrok. Nagle jej telefon zadzwonił. 
- Dobry wieczór z tej strony dr Hofmann. Mam już pani wyniki badań. Czy moglibyśmy się spotkać jak najszybciej. To naprawdę ważne.
- Oczywiście.
- Czy w takim razie jutro o 14:00 pani pasuje?
- Tak. - Dobrze w takim razie do zobaczenia.
- Do widzenia.
  ********************************************************************************************************
      


      Hejka. Z góry przepraszam za to, że tak długo nic nie dodawałam ale po prostu nie miałam weny. Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodoba. 




    

niedziela, 11 maja 2014

ROZDZIAŁ IV 


     *Kilka dni później*
Wychodziła właśnie z pracy, gdy zobaczyła, że koło niej zatrzymał się jakiś samochód. Ze środka wyszedł Łukasz.
- Co ty tu robisz? - zapytała zdziwiona.
- Słyszeliśmy, że kończysz dzisiaj wcześniej i przyjechaliśmy po Ciebie. - odpowiedział z uśmiechem na twarzy.
- Jacy my? - spytała zaciekawiona.
- Ja i Sara. 
 Podszedł do tylnych drzwi i je otworzył. W środku w foteliku siedziała mała dziewczynka.
- O mój Boże. Łukasz to twoja córka? Jaka słodka. - zachwycała się Ala.
- Zupełnie jak tatuś.
- Jasne.
- Według Ciebie nie jestem słodki? - zaczął się z nią droczyć.
- Nie.
- Naprawdę tak sądzisz? - zapytał udając obrażonego
- Oczywiście.
- Jesteś pewna? - spytał podchodząc do dziewczyny.
- NA 100%.
- Sama tego chciałaś. - powiedział i zaczął ją łaskotać.
- Łukasz przestań ludzie się ... - nie skończyła bo poczuła, że leci do tyłu. Wylądowali na trawie. Mimo to Łukasz nie przestał jej gilgotać. Po pięciu minutach Ala nie miała już siły by walczyć.
- Mógłbyś już skończyć? - zapytała błagalnie.
- Pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Przyznasz mi, że jestem słodki.
- Chciałbyś.
- To znaczy, że dalej toczymy naszą bitwę? - zapytał z uśmiechem na twarzy.
- Dobra niech Ci będzie. Jesteś słodki. Wystarczy?
- Nie tak szybko. Powtarzaj za mną.
- Że co?
- Powtarzaj albo wracamy do zabawy.
- Dobra już dobra. Gadaj.
- Drogi Łukaszku. Jesteś najsłodszym, najprzystojniejszym, najlepszym piłkarzem pod słońcem.
- Drogi Łukaszku.. . - zaczęła - ... jesteś najsłodszym, najprzystojniejszym, najlepszym piłkarzem pod słońcem...
- I jeśli jeszcze raz powiem brzydkie słowo na Łukasza to stawiam mu kolację. A oprócz tego muszę mu dzisiaj upiec przepyszne ciasto.
- ... i jeśli jeszcze raz powiem na niego brzydkie słowo to stawiam mu kolację. A oprócz tego muszę mu dzisiaj upiec przepyszne ciasto. - skończyła
- Pięknie.
- To wszystko?
- Tak. I co było to takie trudne? 
- Spadaj. -powiedziała i pokazała mu język." Tę bitwę wygrałeś ty
   Wstał i uśmiechając się pomógł podnieść się z ziemi blondynce.
- O nie czuję, że spadł mi poziom cukru we krwi. muszę zjeść natychmist coś słodkiego. Inaczej umrę. - powiedział do dziewczyny z uśmiechem zwycięzcy na ustach.
- Ha ha ha ale śmieszne. Zobaczysz jeszcze się zemszczę.
- Na pewno. Już się boję. To co jedziemy do mnie?
- A mam inne wyjście? - zapytała
- Nie. - odpowiedział otwierając jej drzwi do samochodu.
                               ************************************************
 W trakcie jazdy niewiele rozmawiali. Alicja popatrzyła na Łukasza a ten w odpowiedzi uśmiechnął się do niej. "Anka miała rację" pomyślała."Chyba zaczynam coś do niego czuć."
- No to jesteśmy. - z zamyśleń wyrwał ją głos Łukasza.
- To jest twój dom? - zapytała.
- No.
- Jaki ładny. I jaki wielki. Nie jest za duży dla waszej trójki?
- Nie. Chociaż czasami jak Ewa wyjeżdża z Sarą czuję się samotny. - mówił udając płacz.
- Oj biedny ty mój. Co mam zrobić, żebyś przestał płakać?
- Szarlotką z lodami powinna wystarczyć.
- Na pewno? Bo myślałam, żeby pożyczyć misia od Sary i Ci dać, żebyś miał się do kogo przytulić.
- Obawiam się, że misio nie wystarczy. Wyrosłem już z misi. Przydałby się jakiś człowiek do przytulania. Najlepiej śliczna blondynka z zielonymi oczami. Znasz taką?
- Niestety. Ale misio nadal aktualny.
- Dobra niech będzie misio.
     W czasie gdy Ala robiła ciasto Łukasz bawił się w salonie z Sarą. Po piętnastu minutach dziewczyna dołączyła do nich.
- Jeszcze pół godziny i będzie gotowe. Poradzisz sobie z wyjęciem ciasta?
- Tak a czemu pytasz? Idziesz już?
- Tak. Muszę jeszcze skoczyć na zakupy.
- Myślałem, że zostaniesz na ciasto.
- Może innym razem. Naprawdę muszę iść.
- Proszę zostań.
- No skoro tak nalegasz. Ale tylko na godzinę.
       Oglądali film. W trakcie dziewczyna zasnęła. Gdy się obudziła zaczynało już świtać. Zobaczyła, że w kuchni pali się światło. Poszła tam. W otwartej lodówce stał Łukasz ubrany jedynie w bokserki. Gdy ją zauważył zamknął lodówkę.
- Jak się spało? - zapytał jak zawsze z uśmiechem na twarzy.
- Dobrze. Która godzina?
- Dochodzi 4.
- Co? Czemu mnie nie obudziłeś?
- Tak słodko spałaś, że nie byłem w stanie.
- A ty czemu nie śpisz?
- Jakoś nie mogę. - odpowiedział przechodząc koło niej. Znowu poczuła jego zapach. Był taki zmysłowy. Nic dziwnego, że zawsze mdlała gdy go poczuła. Poszli do salonu.
- Ja się będę już zbierać. - powiedziała.
- O tej porze?
- Tak.
- To może Cię chociaż odwiozę. - zaproponował.
- Przecież nie zostawisz Sary samej w domu.
- No tak.
- Naprawdę już pójdę.
- Zostań, będę się o Ciebie bał.
- Myślisz, że w tej okolicy grasują zboczeńcy? - drażniła się z Nim.
- Owszem.
- Oj Łukasz nie prowokuj. Zostanę jeśli obiecasz, że się ubierzesz.
- A co, nie podoba Ci się mój strój?
- Łukasz błagam Cię.
- Musisz ładnie poprosić.
- Proszę.
- I jeszcze buziaczek tu. - powiedział i wskazał swój policzek.
    Podeszła do niego i dała mu buziaka. Kiedy się odsuwała złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie.
 Zaczęli się całować. Wziął ją na ręce niosąc do sypialni. Zdjął z niej sweterek, potem bluzkę. Na koniec zastała w samej bieliźnie. Nagle ktoś wszedł do sypialni. W drzwiach stała...